Zwykły balonik zabawkowy, wyposażony w amatorską radiostację, dokonał oblotu dookoła Ziemi. Oblot trwał 19 dni.
W ostatnich latach obserwujemy duże zainteresowanie balonowymi misjami do wyższych partii atmosfery. Najczęściej loty trwają po kilka lub kilkanaście godzin i wynoszą w gondoli sprzęt taki jak kamery, lokalizatory GPS i radioamatorskie nadajniki. Rzadziej odbywają się loty na dłuższe dystanse.
Ostatnio jednak pojawiła się pewna „specjalizacja” w amatorskich lotach: wykorzystanie zabawkowych baloników z folii do lotów długodystansowych. Te loty są także wykonywane przez polskich amatorów, m.in. przez Tomasza Brola z Gliwic, który przygotowuje się do (przynajmniej) lotu transkontynentalnego.
31 lipca brytyjski balonik o oznaczeniu B-64 dokonał rekordowego lotu: dookoła świata. Organizatorem misji był Brytyjczyk Leo Bodnar, który do misji wykorzystał zwykły balonik zabawkowy. Balonik wystartował z Wielkiej Brytanii 12 lipca około godziny 09:00 CEST. Na pokładzie B-64 znajdował się miniaturowy nadajnik radiowy, nadający na częstotliwości 434 MHz. 31 lipca, około 18:30 CEST Brytyjczyk Oliver De Peyer odebrał pakiet od B-64, także z Wielkiej Brytanii. Ten pakiet danych, podobnie jak i seria innych odebranych w poprzednich dniach, był dowodem na okrężenie Ziemi przez B-64.
Przelot B-64 dokonał się nad północną półkulą Ziemi. B-64 przeleciał nad następującymi państwami: Wielką Brytanią, Francją, Włochami, Albanią, Kosowem, Bułgarią, Rumunią, Ukrainą, Rosją, Kazachstanem, Mongolią, Chinami, Koreą Północną, Japonią, Stanami Zjednoczonymi oraz Kanadą. B-64 większość czasu przebywał na wysokości około 12500 metrów.
Lot B-64 jest dowodem na techniczną możliwość wykonania długotrwałych przelotów z wykorzystaniem sprzętu amatorskiego i udanym śledzeniem na skalę globalną. Jest możliwe, że takich lotów jak B-64 będzie niebawem znacznie więcej.
(AMSAT-UK, SpaceNearUs)
9 komentarzy
Ja bym uważał z tymi obiektami latającymi na wysokości przelotowej 10km, przy dzisiejszym natężeniu ruchu lotniczego który z roku na rok wzrasta o wypadek nie trudno.
W stylu malezyjskim?
Takie katastrofy były, są i sądząc po polityce hmmmmmm “bezpieczeństwa lotniczego” trzeba sądzić, że będą bo pasażery ładują się w rejony o wysokim natężeniu rakiet i śmiercionośnych zarazków.
Na 10km latają już b. duże samoloty, więc nawet “czołówka” z takim balonikiem to dla niego jak komar na szybie samochodu 😀
Koledze chodziło raczej wpadnięcie takiego balonika do silnika.
Pewnie nie większe kłopoty, niż po wpadnięciu do silnika kaczki czy innego bociana.
(…)Według Chrisa Yatesa, eksperta lotniczego z Janes Information Group,
silniki samolotów są wrażliwe na uszkodzenia i zassanie do środka ptaka
może doprowadzić do katastrofy, jeśli rozbije się on o wirnik. – Kawałki
mogą rozsypać się po całym silniku – mówi ekspert. Nie chodzi mu kości
ptaka, ale metalowe części silnika.(…)
Z http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,6169474,Jak_ptaki_moga_uziemic_samolot_.html
Przecież nie twierdzę, że to nieszkodliwe, ale statystycznie chyba dużo większe jest prawdopodobieństwo kolizji z ptactwem aniżeli balonem.
Musisz wiedzieć że tylko przy starcie i lądowaniu samolot pasażerski jest narażony na ptactwo. 90 % lotu to lot na pułapie 10 km .
W latach 50 wszyscy uważali ze statystyczne prawdopodobieństwo zderzenia 2 samolotów jest równe zero, więc nikt dokładnie lotu tego nie monitorował. Samolotom zdarzało się zbaczam trochę z tras. Doprowadziło to w konsekwencji do katastrofy nad wielkim kanionem.
Czy wiadomo, jakie były parametry tego balonu, tzn. średnica, materiał, gaz jakim go wypełniono itp.?