Fantastyka to dziś ogromna gałąź przemysłu rozrywkowego. Niestety, tam, gdzie kwitnie przemysł rozrywkowy, tam bardzo często kuleje sens. W ludycznej atmosferze polska fantastyka przestała odgrywać prawdziwie istotną rolę – stała się niekoniecznie poważną zabawą w cytowanie i przetwarzanie.
Nieco starsi czytelnicy fantastyki z pewnością z rozrzewnieniem wspominają słowa Stanisława Lema o tym, jakim szacunkiem cieszył się jako myśliciel-futurolog w Związku Radzieckim, gdzie miał możliwość dyskutowania przy jednym stole z najtęższymi umysłami radzieckiej nauki. Nie tylko Lem cieszył się taką estymą. Świat nauki w bloku wschodnim hołubił także braci Strugackich. Jednocześnie zarówno Lem jak i Strugaccy swoją twórczością zainspirowali jednego z najwybitniejszych artystów humanistycznego kina w historii – Andrieja Tarkowskiego – do stworzenia prawdziwych arcydzieł światowej kinematografii, za które należy uznać kolejno „Solaris” i „Stalkera”. Inne z arcydzieł światowego kina, „2001: Odyseja kosmiczna” Stanleya Kubricka powstało we współpracy z innym geniuszem fantastyki naukowej, Arthurem C. Clarkiem, którego wpływ na współczesny świat, na jego technologię, rozciąga się znacznie poza sferę literatury. Pomni tego niezwykłego mariażu świata nauki i sztuki, ogniskujących się wokół postaci legendarnych dziś pisarzy, nie możemy sobie nie zadać pytania: dlaczego ta literatura – która przecież w najpiękniejszy sposób wyraża tęsknotę człowieka za rozwojem, za poznaniem całego otaczającego nas świata – przestała mieć aż takie znaczenie w naszym życiu? Co się stało z fantastyką naukową, a zwłaszcza: co się stało z fantastyką naukową w Polsce?Być może przytłoczył ją demon ludyzmu. Fantastyka stała się świetnym towarem, co widać najlepiej na wielkich konwentach (a w zasadzie – było widać…), półki księgarni uginają się pod produkowanymi wręcz taśmowo tomami kolejnych serii, ale trudno w wydawanej dziś w Polsce fantastyce znaleźć pozycje, które pobudzają nas do poważniejszej dyskusji o naszej kondycji, naszym miejscu w świecie, czy – wreszcie – czekających nas perspektywach. Trudno też znaleźć pozycje, które łączą w wartościowej artystycznie formie rzetelną wiedzę naukową i jej twórcze ekstrapolacje; które przeprowadzają pasjonujące eksperymenty myślowe. Za ostatnią z wielkich polskich powieści s-f, która wzbudziła dyskusję poza gettem fantastyki, można uznać „Lód” Jacka Dukaja, wydany niemal 13 lat temu. Poza tym? Fandomy zdają się bardziej interesować cosplayem i zgodnością nowych tekstów kultury z „kanonem”, a fantastyczne pomysły zdają się być o tyle istotne, o ile służą przede wszystkim efektowności utworu. W tym środowisku idee wartościowe – świeże, stawiające nowe pytania, a nie jedynie nawiązujące do kanonicznych kwestii bądź powtarzające pytania już zadane – nie mają za bardzo szansy wybrzmieć tak, jak powinny. A przecież nie jest tak, że w ogóle nie powstają.
Polska Fundacja Fantastyki Naukowej, czyli na odsiecz znaczeniu fantastyki
Pierwszym warunkiem zmiany jest niezgoda, drugim brak. Powstanie Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowejwynika zapewne z jednego i drugiego: niezgody na marginalizację fantastyki do roli podrzędnego gatunku bajek dla dorosłych oraz braku instytucji, która w sposób programowy zajęłaby się wspieraniem tego, co zawsze decydowało o kulturotwórczej sile polskiej literatury fantastycznej.
Fundacja postawiła sobie kilka strategicznych celów: przede wszystkim, odbudować w Polsce pomost między światem nauki a światem popkultury. Wielu polskich naukowców – szanowanych na całym świecie – swoją karierę zawdzięcza impulsowi, który niegdyś zapewniła im lektura klasyki s-f. Ale przecież możliwe są także transfery w drugą stronę: naukowcy, którzy zostali świetnymi pisarzami. W gruncie rzeczy mariaż tej specyficznej działki popkultury ze światem nauki jednemu i drugiemu może przynieść same korzyści: pierwszemu dopływ tematów, pomysłów i wiedzy, drugiemu – nowych entuzjastów i przede wszystkim doskonałą platformę komunikacyjno-PRową. Dlatego też PFFN będzie koncentrować się przede wszystkim na popularyzacji tych utworów fantastycznych, które – obok jakości artystycznej – mają także silną podbudowę naukową, zarówno w zakresie nauk ścisłych, jak i humanistycznych.
Świat fantastyki w Polsce jest pełen niezwykle zdolnych ludzi, o ponadprzeciętnej wyobraźni i zdolnościach. Nic dziwnego: wszak fantastyka pozwala zrzucić wszelkie ograniczenia, umożliwia nadanie formy nawet najbardziej odważnym koncepcjom. Ci ludzie nie tylko piszą: tworzą także grafiki, gry, mierzą się ze sztuką filmową (kto z nas nie marzy o polskim, kinowym s-f z prawdziwego zdarzenia?). PFFN zamierza nagłaśniać ich działalność, umożliwiać znalezienie odbiorców i nawiązywanie twórczej współpracy. Tylko tak bowiem – ze zderzenia świata kreatywności i wyobraźni ze światem wiedzy – wyniknie dla nas nowa jakość.
Pierwszym z narzędzi Fundacji na drodze do tego celu ma być ustanowienie nowej nagrody literackiej, honorującej utwory reprezentujące sobą zarówno wysokie walory artystyczne i naukowe. Kolejnym – zwieńczony wydaniem antologii coroczny konkurs literacki dla debiutantów, dla nowych głosów polskiej fantastyki naukowej. A jeszcze kolejnym – maksymalne uczestnictwo w konferencjach, festiwalach i konwentach. We wszystkich miejscach, w których istnieje zapotrzebowanie i możliwość promocji „jasnej strony” fantastyki. Jednocześnie Fundacja deklaruje światopoglądową, polityczną i ideologiczną neutralność. Tylko wiedza, tylko artyzm, tylko jakość.
Plany ambitne. Być może nawet szalone. Ale też konieczne. Tradycja polskiej fantastyki – której patronuje Stanisław Lem, ale także Jerzy Żuławski, Janusz Zajdel, Adam Wiśniewski-Snerg, Stefan Grabiński (czytelnicy nie kojarzą go zapewne z fantastyką naukową, a nie do końca słusznie, ponieważ jest to przede wszystkim fantastyka psychologiczno-filozoficzna), a nawet Adam Mickiewicz (polecam zainteresowanie się tematem nigdy nie opublikowanego utworu Mickiewicza pt. Historia przyszłości), zaś w kinie Piotr Szulkin – zobowiązuje. Fantastyka naukowa ukształtowała myślenie wielu pokoleń Polaków, była katalizatorem postępu, ale także źródłem krytycznego namysłu nad rzeczywistością. Choćby z tego powodu warto próbować przywrócić jej znaczenie, a za plany PFFN trzymać kciuki.
Fundacja na Facebooku: https://www.facebook.com/PFFN.official
Załączona ilustracja przygotowana została dla Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej przez Rafała Mikołajczyka, autora komiksu „Niezwyciężony”, będącego graficzną adaptacją powieści Stanisława Lema z gatunku hard science fiction.
17 komentarzy
Sam tekst jak i komentarze są błędne i nieprawdziwe. Wszystko sprowadza się do tego że “Kiedyś to była fantastyka a nie jak teraz hur dur” Tak jakby nie było takich autorów jak Grzędowicz, Podlewski… No wartościowych autorów można wymieniać godzinami. Nie rozumiem żadnego waszego argumentu i nie chcę rozumieć.
Spostrzeżenie słuszne a wnioski z tego … niestety mierne. Powołanie Fundacji – sorry ale kojarzy mi się raczej z próbą skanalizowania rynku a nie rozwoju samej fantastyki. Samozwańcze postawienie się w roli guru po to by odciąć trochę płatnych kuponów od dobrego biznesu.
Tymczasem marazm i banał fantastyki jest faktem. DLACZEGO? Wina nie leży w braku pomysłów tylko w niskiej edukacji odbiorców a z tego wynika że nie opłaca się tworzyć niczego wartościowego. Tak było i w czasach Lema, ale on nie tworzył tylko dla zysku, ale też z potrzeby twórczej. Dlatego jego dzieła nie powielają schematów a warstwa techniki i futurystyki pełni rolę służebną do głównego wątku, który jest psychologiczny.
Podobnie jak Tolkien tak i Lem nie tworzyli świata dla niego samego, ale chcieli za jego pomocą przekazać coś więcej – dlatego są to mistrzowie a ich dzieła są “kanonem”. Dzisiejsi twórcy a także autorzy fandomów skupiają się tylko na tworzeniu świata. Ten świat nie może być zbytnio odbiegający od wyobrażeń czytelnika który )jak pisał Tolkien) “lubi znajdować w książkach to co i bez nich dobrze wie”. Zbyt nowatorskie czy nieoczekiwane pomysły nie mają wielu odbiorców. W kosmosie musi być wielki statek, który strzela laserami, atak obcych, hibernacja, trochę dystopii, skoków nadprzestrzennych no i buntująca się sztuczna inteligencja. Nuda, powtarzalność, coraz większy “plastik”. Wiem o czym mówię, przez kilka lat współpracowałam z jednym fandomem. Przestałam, z powodu totalnej niedojrzałości autorów. Braku zainteresowania faktyczną głębią przekazu autora świata. Największe zainteresowanie to figurki lego naśladujące postacie tego świata. (SIC!)
A wracając jeszcze do Lema … gdy Pirx przechodzi test w basenie to 90 procent tekstu dotyczy jego psychologicznych przeżyć. Komputer statku lecącego do Marsa ma problem anankastyczny, a spotkanie z obcą cywilizacją w okolicach Wenus nie dochodzi do skutku z powodu problemów alkoholowych kapitana statku. Psychologia na pierwszym miejscu, to jest klucz to wielkich dzieł i nietuzinkowe podejście do rozwoju techniki – to recepta na stworzenie wielkich dział. Ale niestety nie znajdą one odbiorców – nie sprzedadzą się. na tyle aby koncernom wydawniczym zapewnić sukces.
Jeszcze jedno spostrzeżenie. A raczej pytani retoryczne … wyobrażacie sobie dobrą, dobrze sprzedawaną fantastykę, w której jest religia, taka nasza normalna religia, ta potrzebna wielu ludziom? NIE? Wyobrażacie sobie taką fantastykę sprzedawaną w Epiku? NIE? To zastanówcie się dlaczego i co z tego wynika. Będziecie mieli odpowiedź dlaczego fantastyka jest tak mało popularna i odbierana jako zabawa gimnazjalisty.
Wtf zabawa gimnazjalisty? I co ma do tego religia? O cyklu Inkwiztorskim słyszałeś?
Cykl inkwizytorski to – jak wychodzi z opisów – typowa lektura dla gimbusów (przepraszam ludzi w wieku gimnazjalnym, to krzywdzący Was skrót myślowy).
Natomiast samego “spostrzeżenia” o “fantastyce, w której jest religia” też nie rozumiem.
Oczywiście masz prawo do swojego zdania ale Cykl Inkwizytorski nie jest typową pozycją dla gimbusów. Właściwie to zdefiniuj co według ciebie oznacza gimbusiarska pozycja. “Jak wychodzi z opisów” aha czyli masz wyrobione zdanie a nawet nie czytałaś książki? Rozumiem… Cykl Inkwizytorski jest szeroko chwalony za konstrukcję świata przedstawionego dla mnie była to całkiem dobra książka.
Ja kiedyś tam widziałem film z serii o Riddicku i tam był jawny Islam… sekciarskie nawiązania chrześcijaństwa też się znaleźć np. w Obcym 3.
Ale to mnie mierzi jak figura księdza ze spluwą, którą można spotkać w Amerykańskiej popkulturze.
Akurat scena pogrzebu w Obcym 3 to jedna z najlepszych w całym filmie – bez odniesień religijnych byłaby niczym poza paleniem przeplatanym rzeźnicką jatką.
“Wyobraźcie sobie…” (religia) – Simmons ciągle porusza takie kwestie i sprzedaje się dobrze i nagradzany jest. Serial telewizyjny Battlestar Galactica mielił kwestie metafizyczne przez wszystkie sezony i okazał się przebojem.
“Tymczasem marazm i banał fantastyki jest faktem.” Nie, nie jest. To teza, nie fakt. Zakładam przy tym (z kontekstu, bo zdanie wskazuje na fantastykę w ogóle), że chodzi o polską fantastykę. Proszę bardzo – w ubiegłym roku ukazały się np. powieści Radka Raka i Cezarego Zbierzchowskiego, z których ta druga właściwie skupia się właśnie na psychologii, a pierwsza bawi się i historią i metafizyką i religią, w sposób nie tylko znakomicie napisany, ale też świadczący o wielkiej samoświadomości autora. Że wskazałem tylko dwie w roku? Cóż, przywoływany tu Lem też nie wydawał nowych powieści co chwila, a szukając przykładów zdecydowanie wyrastających ponad przeciętność trudno liczyć na ich masowy zalew.
Rok, albo dwa lata wcześniej dostaliśmy szalenie interesujący zbiór opowiadań Jakuba Nowaka.
Że nie ma tego tyle, co opowieści o kolesiach z mieczami i postapokaliptycznych mocarzach- marudach? Owszem, ale tak to zwykle bywa z dziełami wyjątkowymi.
Marazm i banał polskiej fantastyki nie są faktem. Więcej – teza o nich nie jest prawdziwa. Kłopotem może być natomiast promocja wartościowych dokonań na tle znacznie od nich popularniejszych powieści, powiedzmy, prostszych.
Dziękuję ci dobry człowieku
nie było takiego kogos jak Lem. Lem to skrót.
Tylko trzeba mieć świadomość, że to nie wynika z tego, że żyjemy w świecie niekreatywnym i zgłupiałym. Nie brakuje twórców, którzy wzmocnieni wzorcami sprzed lat, starają się kontynuować nić fantastyki głębokiej i solidnej. To czasopisma pokroju Nowej Fantastyki czy Smokopolitana, czy wydawnictwa, okupowane są przez artystycznych amatorów, rzemieślników lub czystych biznesmenów. Poważna fantastyka nie znajduje tam miejsca od lat. Także zapewniam, ludzie ambitni nadal się rodzą, to sufit chyba zrobił się trochę grubszy.
BRAWO! Doskonały tekst!
(…)Tylko trzeba mieć świadomość, że to nie wynika z tego, że żyjemy w świecie niekreatywnym i zgłupiałym.(…)
Really? Branża kreatywna jest wszędzie… dorwali się nawet do produkcji reklam.
Zdefiniuj “poważną fantastykę” tą jedyną słuszną według ciebie opcję. “Nie brakuje twórców, którzy wzmocnieni wzorcami sprzed lat, starają się kontynuować nić fantastyki głębokiej i solidnej.” Wzmocnieni czym? Wiadomo kiedyś to było a teraz nic nie ma
Smokopolitan był (był, bo nie ma wpływu na obraz polskiej fantastyki od ponad roku, kiedy przeszedł do historii) zinem nastawionym głównie na młodych autorów. Trudno oczekiwać, żeby w takiej sytuacji wydawał co numer teksty wybitne. Z kolei Nowa Fantastyka w ostatnich piętnastu numerach opublikowała opowiadania takich autorów (lokalnych) jak: Andrzej Miszczak, Mirosław P. Jabłoński. Jewgienij T. Olejniczak, Cezary Zbierzchowski, Romuald Pawlak. Tak się składa, że wszystkie je czytałem. To nie są słabe (nieambitne) nazwiska, ani słabe teksty. Oprócz tego publikowała opowiadania mniej znanych bądź doświadczonych autorów, czasem lepsze, czasem gorsze.
Ale zarzucanie temu pismu, że jego łamy okupują “artystyczni amatorzy, rzemieślnicy czy czyści biznesmeni” będzie trudne do udowodnienia.
Oczywiście, pozostaje kwestia gustu i zawsze można powiedzieć: “a mnie się nie podoba”. Tyle, że to taki argument rozwodowy, po nim dyskusja się kończy.
Ech, gamonie! Nie wiecie, że wielkiego Tarkowskiego Lem zwymyślał od “duraków” i pogonił na drzewo?! Że mówienie, że Lema doceniali w ZSRR jest obelgą? Już raczej mówcie, że był idolem młodych niemieckich filozofów, którzy właśnie zobaczyli w nim futurologa…