Satelita do badania wilgotności gleby i zasolenia mórz, SMOS, Europejskiej Agencji Kosmicznej, okazał się dobrym narzędziem do kontroli przestrzegania prawa o nadawaniu radiowym i przydzielaniu częstotliwości. Jakość pomiarów z SMOS była niższa od oczekiwanej, gdyż działanie interferometrycznego radiometru satelity zakłócały źle lub nielegalnie pracujące nadajniki radiowe.
Pierwsze opublikowane wizualizacje danych z satelity SMOS (Soil Moisture and Ocean Salinity) były imponujące, ale szybko okazało się, że zastrzeżone dla badań naukowych pasmo częstotliwości, które wykorzystuje SMOS, jest zakłócane interferencjami z radarów, nadajników TV i radiowych, a czasem zupełnie nielegalnych nadajników. SMOS został więc wykorzystany do ich namierzenia i wyegzekwowania prawa.
SMOS, nazywany również “wodną misją ESA”, wykonuje pomiary za pomocą radiometru interferometrycznego, pracującego w paśmie L, tj. 1400-1427 MHz. Radiometr mierzy ilość energii wypromieniowanej przez powierzchnię Ziemi w tym zakresie mikrofal, a dzięki odpowiedniemu modelowi naukowo-matematycznemu przekłada to na pomiar wilgotności gleby i zasolenia oceanów.
Zgodnie ze regulacjami Międzynarodowej Unii Telekomunikacyjnej zakres częstotliwości promieniowania elektromagnetycznego 1400-1427 MHz jest zastrzeżony dla satelitów obserwacji Ziemi, badań kosmicznych i astronomicznych. Dane z SMOS ujawniły jednak częste przypadki nadawania naziemnych sygnałów w tym paśmie, szczególnie w południowej Europie, Azji, Bliskim Wschodzie, często na wybrzeżach. Na niektórych obszarach interferencje i zakłócenia były tak silne, że zebrane z nich dane były bezużyteczne.
Dzięki międzynarodowej współpracy i determinacji naukowców, wiele źródłem tych zakłóceń udało się zlikwidować. Dwoma najczęstszymi powstawania zakłóceń i interferencji było albo “przeciekanie” emisji z pasm sąsiednich (źle nastrojone nadajniki, przekroczenie mocy nadawania), albo nielegalna transmisja w paśmie 1400-1427 MHz. Źródłami zakłóceń były najczęściej nadajniki telewizyjne i radiowe, systemy bezpieczeństwa wykorzystujące sieci radiowe, a nierzadko również radary.
Aby mieć pewność, że zakłócenia powodowane przez człowieka nie zagrożą misji naukowej, ESA podjęła się zlikwidowania źródeł zakłóceń. Zaczęto od Europy. Każdy przypadek potraktowano indywidualnie, a dzięki szeroko zakrojonej współpracy międzynarodowej udało się znacznie zredukować ilość źródeł interferencji. SMOS potrafił z kilkukilometrową dokładnością wskazać źródło zakłóceń. Lokalne urzędy zajmujące się przestrzeganiem przydziałów pasm częstotliwości potwierdzały to pomiarami naziemnymi. Najczęściej wystarczał serwis i dostrojenie urządzenia, ale zdarzały się też przypadki wyłączania nielegalnych źródeł promieniowania radiowego w paśmie L.
Źródło: ESA