Jak wyglądał proces odzyskania i odzyskania promu Columbia? Do czego są dziś wykorzystywane szczątki tego wahadłowca?
Pierwszego lutego 2003 roku prom Columbia wracał na Ziemię po długiej misji orbitalnej STS-107. Na pokładzie Columbii znajdowała się siedmioosobowa załoga, w tym pierwszy astronauta z Izraela. O godzinie 14:59 CET, na zaledwie 17 minut przed planowanym lądowaniem na Florydzie, nastąpiła ostatnia komunikacja z promem:„And Columbia, Houston, we see your tire pressure messages and we did not copy your last call.”
(tłum.: „Columbia, tu Houston, odczytaliśmy wiadomości odnośnie ciśnienia opon, ale nie zrozumieliśmy ostatniej komunikacji”).
O godzinie 14:59 i 37 sekund (CET) dowódca misji STS-107 odpowiedział: „Roger, bo…”.
Komunikat został przerwany w połowie słowa. Jak się później okazało, był to ostatni odebrany sygnał z promu Columbia, choć kontrola lotu jeszcze o tym nie wiedziała. W tym samym czasie prom doświadczał już coraz większej fragmentacji i w ciągu kilku kolejnych minut został całkowicie zniszczony. Zginęła cała załoga, dla której nie było najmniejszej szansy ratunku*.
Komisja CAIB
Po katastrofie powołano specjalną komisję (Columbia Accident Investigation Board, CAIB), która miała zbadać okoliczności tej katastrofy oraz wskazać potrzebne zmiany, aby wahadłowce mogły znów wrócić do służby. CAIB opublikowała pierwszy raport z katastrofy 26 sierpnia 2003 roku. Raport wskazał techniczną przyczynę katastrofy – uszkodzenie krawędzi natarcia lewego skrzydła podczas startu oraz organizacyjną – nieodpowiednią kulturę pracy w NASA.
Podobnie jak w przypadku katastrofy promu Challenger, i w przypadku Columbii, wykazano wiele problemów w relacjach pomiędzy pracownikami różnych szczebli w tej agencji. W konsekwencji, nastąpiło kilka zmian w kadrze programu wahadłowców (spośród których najbardziej rozpoznawalny stał się Wayne Hale) i sposobie wymiany informacji pomiędzy pracownikami. Dzięki tym zmianom udało się przeprowadzić bezpiecznie kolejne misje wahadłowców. Było jednak wówczas już jasne – era wahadłowców dobiega końca.
Odzyskanie i rekonstrukcja promu Columbia
Jak wyglądało odzyskanie fragmentów promu Columbia? Był to proces w którym zaangażowano duży zespół poszukiwaczy – zarówno związanych z amerykańskimi agencjami rządowymi, ale zgłosiło się także wielu ochotników. Ten zespół musiał szybko “przeczesać” trudny teren. Ważną kwestią było poprawne oznaczenie każdego miejsca upadku szczątku, jak również szybkie odzyskanie załogi tej misji. Dzięki tym zabiegom udało się m.in. ustalić które ze skrzydeł wcześniej zostało uszkodzone i rozerwane oraz miejsce upadku szczątków kabiny.
Poszukiwanie szczątków wahadłowca było bardzo trudne. W trakcie poszukiwań doszło do katastrofy jednego ze śmigłowców, w którym zginęła część załogi.
W kolejnych miesiącach trwała rekonstrukcja promu jak również testy, których celem miało być wyjaśnienie technicznych przyczyn tej katastrofy. Większość informacji z tych działań zostało zawartych w raporcie CAIB.
Co ciekawe, CAIB nie dysponowało wszystkimi informacjami. Dziś już wiemy czym był “obiekt dnia drugiego”, który podczas Flight Day 2 powoli oddzielił się od promu. Niemniej jednak wnioski komisji CAIB pozwoliły na przeprowadzenie kolejnych misji promów kosmicznych na wyższym poziomie bezpieczeństwa.

Jak wyglądał proces odzyskania szczątków promu Columbia? Jak wyglądała późniejsza rekonstrukcja promu? Większość szczątków upadło na terytorium stanu Teksas. Było to największe przeszukanie lądu w historii amerykańskich działań poszukiwawczych. Łącznie udało się odzyskać około 84 tysiące fragmentów (około 38% całkowitej masy promu).
Poniższe nagranie to wykład z 11 czerwca 2017 roku. Wykład zaprezentowali Jonathan Ward (pracownik JPL) oraz Jerry Ross (były astronauta NASA). Jonathan Ward jest współautorem książki pt. “Bringing Columbia Home”. (Warto włączyć podpisy, część wypowiedzi może być trudna do zrozumienia).
Poniższe nagranie pochodzi z kwietnia 2018. W tym wykładzie uczestniczyli współautorzy książki “Bringing Columbia Home” – Michael Leinbach (dyrektor startów promów) i Jonathan Ward. (Nagranie z lepszą jakością dźwięku).
Szczątki promu Columbia do dziś są przydatne dla badań naukowych. Jest to jedyny dostępny przykład pojazdu kosmicznego, u którego doszło do fragmentacji w warunkach hipersonicznych. Dlatego też do dziś można zwrócić się do NASA z prośbą o wypożyczenie elementu promu Columbia do badań nad lotami hipersonicznymi. Jest to nadal (lub też “zawsze będzie”) ważna kwestia dla zrozumienia warunków przechodzenia przez górne warstwy atmosfery – oprócz misji na niską orbitę okołoziemską (LEO) niebawem zaczną się misje poza bezpośrednie otoczenie Ziemi.
Misja STS-107 wykazała, że nawet podczas “rutynowych” lotów orbitalnych może dojść do tragedii. Lekceważenie zidentyfikowanego już ryzyka oraz brak chęci niezależnej weryfikacji potencjalnego problemu może doprowadzić do śmierci astronautów. Wydaje się jednak, że czasy ignorowania takiego ryzyka to już przeszłość, co jednak nie oznacza, że planowane załogowe misje BEO będą bezpieczniejsze. Dlatego ważne jest, by wyciągać odpowiednie wnioski z katastrof – takich jak STS-107 – i aby pamięć o poległych astronautach nie odeszła w zapomnienie.
Polecamy nasz szczegółowy artykuł dotyczący katastrofy promu Columbia (napisany w dziesiątą rocznicę końca misji STS-107).
* Celem misji STS-107 nie była ISS, dlatego też niemożliwe było przycumowanie do stacji jako “bezpiecznego miejsca” dla załogi promu Columbia.
Ważne: artykuł chroniony prawem autorskim, co oznacza że wszelkie prawa, w tym Autorów i Wydawcy są zastrzeżone. Zabronione jest dalsze rozpowszechnianie tego artykułu w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody ze strony właściciela serwisu Kosmonauta.net – firmy Blue Dot Solutions. Napisz do nas wiadomość z prośbą o wykorzystanie. Niniejsze ograniczenia dotyczą także współpracujących z nami serwisów.
(BCH)
Jeden komentarz
Nie zgodzę się ze stwierdzeniem o lekceważeniu zidentyfikowanych problemów – w poprzednich lotach takie incydenty z pianką izolującą nie doprowadziły do zbyt poważnych usterek to w połączeniu z wspomnianym wyżej faktem że Columbia nie mogła zacumować do ISS a do tego nie wzięła w STS-107 ramienia robotycznego RMS, którym można by było przynajmniej usiłować zrobić inspekcję krawędzi natarcia skrzydła, zdaje się że wykonanie EVA też w grę nie wchodziło – ze śluzy był tunel tylko do laboratorium w ładowni. Rezultat jest taki że specjaliści z NASA zrobili wszystko co mogli (i co ja na ich miejscu sam bym zrobił) oficjalnie to “żaden poważny problem” a poza tym zacisnąć kciuki i liczyć że może się uda i tym razem… niestety ( a może na szczęście – trudno orzec i zależy z której strony patrzeć) tym razem się nie udało.