W maju przyszłego roku czeka nas pól wieku od pierwszego załogowego lotu w ramach programu Merkury. W serii poniższych artykułów przypomnimy zatem historię programu od jego rozpoczęcia do zakończenia w 1963 roku. Wersję PDF całego artykułu można pobrać z wątku umieszczonego na Polskim Forum Astronautycznym.
Część dziewiąta: ostatni krok
Po zakończonej pełnym sukcesem misji Waltera M. Schirry na pokładzie Sigma 7, NASA przystąpiła do realizacji całodobowej i – jak się później okazało – ostatniej wyprawy w ramach Project Mercury. I tym razem wyznaczono do niej astronautę, który w poprzednim locie pełnił funkcję załogi rezerwowej. Był nim pochodzący ze stanu Oklahoma najmłodszy w grupie, 36-letni major sił powietrznych USA, Leroy Gordon Cooper, zwany przez kolegów „Gordo”. Podobnie jak „Wally” Schirra – słynął ze swoich specyficznych żartów, jak choćby przelot odrzutowym myśliwcem na niskim pułapie w pobliżu wieży lotów.
Razem z nim, jako dubler, trenował w symulatorze kapsuły Alan Shepard, weteran pierwszego załogowego skoku balistycznego. W międzyczasie trwały dyskusje odnośnie… sensu samej misji. Część pracowników NASA uważała, że sukces MA – 8 mógłby przypieczętować Project Mercury, zaś agencja powinna przejść do kolejnego etapu lotów załogowych, którym stał się później Project Gemini. Zwyciężyła oczywiście opcja przeprowadzenia całodobowego lotu człowieka na pokładzie jednoosobowego pojazdu kosmicznego. Należało teraz odpowiednio przystosować kapsułę do wykonania takiego zadania. NASA zwieńczyła negocjacje z producentem we wrześniu 1962 roku. W efekcie w zakładach McDonnel przekonfigurowano cztery egzemplarze o numerach: 12, 15, 17 i 20. Zdemontowano peryskop, ważący ponad 30 kg, który w poprzednich lotach służył astronautom do dodatkowych, nie licząc iluminatora obserwacji. Dzięki temu można było zabrać więcej sprzętu badawczego niż we wcześniejszych lotach (MA – 6: 5kg, MA – 7: 8,2 kg. MA – 8: 10 kg a MA – 9: aż 28 kg!) Zmiany dotyczyły także zainstalowania nowych akumulatorów, które zwiększyły zapasy energii statku kosmicznego.
Cooper miał zabrać ze sobą na orbitę między innymi lampę błyskową, która po odseparowaniu od kapsuły miała być obserwowana przez astronautę, nadmuchiwany balon do eksperymentu, który nie powiódł się w czasie lotu MA – 7, a także klisze do pomiaru promieniowania, pokładową kamerę i sprzęt fotograficzny do wykonywania zdjęć Ziemi z Kosmosu.
Planujący misję zespół Roberta Gilrutha celował w kwiecień 1963 roku jako termin lotu. Postanowiono również, że wykonane zostaną 22 okrążenia planety, zamiast pierwotnie zakładanych jeszcze w 1959 r. (jako maksymalna możliwość dla statku kosmicznego tego typu) 18 orbit. Tak więc aż 34 godziny miał spędzić w ciasnym kokpicie Mercury „Gordo” Cooper. Swój pojazd (nr 20) nazwał Faith 7, gdyż jak to określił sam astronauta: „symbolizuje moją ufność w Bogu, mojej ojczyźnie i moich kompanach z oddziału”.
Nosicielem miała być rakieta Atlas 130–D. Pierwotnie wytoczono ją z zakładów Convair 30 stycznia 1963, jednak nie przeszła koniecznej inspekcji i gotowa była do przetransportowania na Florydę dopiero 15 marca, po drugim przeglądzie tzw. flight-acceptance inspections. 22 kwietnia Mercury i Atlas zostały połączone, a datę startu przesunięto na 14 maja 1963 roku. Wszystkie przygotowania szły gładko. Misję wspierało 28 statków i 171 samolotów, a ekipa odbiorcza z lotniskowcem USS Kearsarge miała czekać podobnie jak w przypadku poprzedniej misji, w rejonie Wysp Midway na Oceanie Spokojnym.
Rankiem 14 maja 1963 roku Leroy G. Cooper udał się vanem na wyrzutnię LC – 14 i o godzinie 6:36 czasu lokalnego (11:36 UTC) zajął miejsce w ciasnej kapsule Mercury. Zanim rozpoczął rutynowe sprawdzanie wszystkich systemów, znalazł w kabinie… przepychacz sanitarny z załączoną karteczką „usunąć przed startem”. Sprawcą żartu był Alan Shepard z załogi rezerwowej, a dowcip – nawiązaniem do znajdującego się na pokładzie nowego urządzenia do zbieranie moczu astronauty, którego nie było w pamiętnej misji Mercury – Redstone 3. Shepard był wtedy zmuszony do załatwienia potrzeby fizjologicznej prosto do skafandra. Tymczasem do startu, zaplanowanego na godzinę 9:00 (14:00 UTC) nie doszło z powodu problemów ze stacją radarową (C-band) na Bermudach i silnikiem diesla odpowiedzialnym za odsunięcie rampy. Początek misji przełożono o dobę.
15 maja 1963 roku wszystkie systemy, jak również pogoda na Przylądku Canaveral były na go, toteż jeszcze w nocy wznowiono odliczanie. „Gordo” Cooper oczekujący na start w kokpicie Faith 7 pozwolił sobie nawet na odrobinę snu, co zauważyli medycy czuwający przy biowskaźnikach. W końcu o godzinie 08:04:13 (13:04:13 UTC) silniki Atlasa buchnęły ogniem inaugurując ostatnią misję programu. Jako CAPCOM dyżurował „Wally” Schirra, któremu major Cooper zameldował „Sigma 7, Faith 7 jest w drodze”, a po chwili dodał „Czuję się dobrze, stary”. Wzlot na orbitę (o parametrach; perigeum: 161,4 km, apogeum: 267 km, inklinacja: 32,5°, okres obiegu: 88,5 min.), podobnie jak wcześniej samo odliczanie – przebiegał gładko. W czasie T + 2 min. 14 sek. nastąpiło BECO, a 24 sekundy po booster engine cut off odstrzelona została wieżyczka ratownicza. W T + 5 min. 04 sek. miało miejsce SECO. Statek kosmiczny odłączył się od swojego nosiciela, po czym astronauta przeszedł na sterowanie ręczne fly-by-wire, obracając kapsułę o 180°, tarczą ablacyjną w kierunku lotu.
Wtedy też, gdy przelatywał nad Bermudami zobaczył przed sobą, w trapezoidalnym iluminatorze piękny widok. Na tle niebieskich wód Oceanu Atlantyckiego unosił się w przestrzeni zużyty stopień Atlasa. Dalej za nim rozciągał się pas wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych od Florydy, aż po Maryland. „Booster wciąż dymi. Wygląda srebrzyście, Wally”. Za odrzuconą rakietą ciągnęła się smuga ciekłego tlenu, zaś jej kadłub częściowo pokryty był białym szronem. Cooper obserwował ją przez około osiem minut, potem zajął się łącznością z Wyspami Kanaryjskimi toteż był zdumiony jak szybko znalazł się nad kontynentem afrykańskim. W trakcie przelotu nad leżącą na jego wschodnim wybrzeżu wyspą Zanzibar spostrzegł, że wszystkie systemy wyglądają na tyle dobrze, że Faith 7 byłaby zdolna do wykonania przynajmniej 20 orbit. Jedynym problemem, jaki się pojawił w trakcie tego inauguracyjnego obiegu, było przegrzewanie się skafandra. Konkretnie szwankował wymiennik ciepła, którego zadaniem było chłodzenie wnętrza kombinezonu Navy Mark IV. Astronauta był więc zmuszony średnio co kwadrans ustawiać pokrętło regulatora klimatyzacji w nowej pozycji. Dyskomfort ten nie przeszkodził jednak w obserwacjach takich widoków, jak zachód Słońca nad Oceanem Indyjskim, niemigoczące gwiazdy, wyładowania atmosferyczne szalejącej poniżej burzy, czy też światła australijskiego Perth. Swój pierwszy orbitalny brzask przeżył „Gordo” Cooper nad Polinezją. Wtedy też spostrzegł słynne już „świetliki” Glenna.
Pojazd dryfował w kierunku Ameryki Południowej. Dyżurujący w meksykańskiej stacji Guaymas „Gus” Grissom przekazał na pokład Faith 7 informację o zgodzie na siedem obiegów ziemskiego globu. W trakcie drugiego okrążenia pilot kontynuował podziwianie gwiazd i powierzchni Błękitnej Planety. Na dziesięć minut zapadł również w drzemkę, by po przebudzeniu zobaczyć w iluminatorze przed sobą tarczkę Księżyca. Począwszy od trzeciej orbity astronauta miał przeprowadzać zaplanowane na tę misję doświadczenia. Uważnie przestudiował listę 11 eksperymentów i rozpoczął przygotowania do pierwszego z nich. Od kapsuły miała odłączyć się sferyczna (15,2 cm średnicy) ksenonowa lampa błyskowa, służąca do celów obserwacyjnych. Cooper zwolnił ją przy użyciu przełącznika w T + 3 h i 25 min. Początkowo nie mógł jej zlokalizować, ale w trakcie czwartego obiegu spostrzegł migające światło odseparowanego urządzenia, które stało się w efekcie sztucznym satelitą. Widział je nawet po około czterech godzinach, w trakcie piątej i szóstej orbity, gdy dystans dzielący oba obiekty wynosił blisko 20 km.
Gdy eksperyment z powodzeniem dobiegł końca, pilot posilił się ciasteczkami owocowymi i czekoladowymi, zmierzył temperaturę w jamie ustnej, odczytał ze wskaźnika ciśnienie krwi, czy wydalił próbkę moczu, która miała zostać przeanalizowana po powrocie na Ziemię. Kolejnym ważnym doświadczeniem misji MA – 9 było powtórzenie testu z 76,2 centymetrowym balonem, co jak już wyżej napisano, nie powiodło się w trakcie misji Malcolma Scotta Carpentera. „Gordo” ustawił wszystkie kamery, przełączniki do rozwinięcia znajdującego się w „nosie” pojazdu kosmicznego obiektu eksperymentu. Był on pomalowany na pomarańczowy kolor farbami fluorescencyjnymi, wypełniony azotem i połączony 30 metrową, nylonową liną z kanistrem zainstalowanym w pojeździe. Chodziło o zmierzenie różnicy w skali naprężenia między perigeum a apogeum. Niestety i tym razem wszystko zakończyło się fiaskiem, na domiar złego nie poznano przyczyny niepowodzenia.
Cooper przeszedł do kolejnych czynności, jak eksperymenty z promieniowaniem (rozmieszczone w kokpicie klisze), czy przetaczanie uryny i skondensowanej wody z jednego zbiorniczka do drugiego. Swoje uwagi na temat przepompowywanie płynów nagrywał na magnetofon pokładowy. Wkrótce otrzymał z Ziemi zgodę na wykonanie kolejnych 17 okrążeń planety. Miało to miejsce w dziesiątej godzinie misji, a więc rekord (amerykański) Waltera M. Schirry został pobity. Pomiędzy 9 a 13 okrążeniem zakończył pomiary promieniowania, spożył kolację na którą składały się sproszkowana pieczeń wołowa, popita niewielką ilością wody dostarczanej specjalnym urządzeniem, po uprzednim przyciśnięciu specjalnej gumowej gruszki. Ta jednak tryskała mu w twarz, więc astronauta postanowił pić prosto z rurki. Za pomocą ręcznej kamery Hasselblad rozpoczął sesję fotograficzną uwieczniając Półwysep Indyjski i Tybet. Podziwiał również „dach świata” – Himalaje. Dokonał także kontroli wszystkich systemów przed planowym ustawieniem Faith 7 w tryb dryfowania, które miało trwać około siedmiu godzin. Wkrótce połączył się także z Johnem Glennem, dyżurującym na pokładzie okrętu namierzania Coastal Sentry Quebec, który krążył w rejonie wyspy Kiusiu.
Kontynuował robienie zdjęć. Twierdził, że widzi z pokładu nie tylko rzeki, drogi, czy wioski ale nawet pojedyncze domy i dymy z kominów unoszone wiatrem, czy pociągu z parową lokomotywą. Spostrzegł nawet łodzie na rzece w Azji Południowo-Wschodniej. Astronauta w końcu przeprowadził i eksperyment polegający na… planowym zaśnięciu. Odpoczynek trwał raptem godzinę – przerwało go podwyższenie się temperatury w skafandrze. Okrążając Ziemię po raz czternasty Leroy Gordon Cooper odmówił modlitwę (rejestrując ją na magnetofonie) w intencji wszystkich, dzięki którym misja mogła się odbyć, a także – w swojej. W trakcie piętnastej orbity zsynchronizował zegary na tablicy przyrządów, przeprowadził kalibrację urządzeń pokładowych.
Okrążenie nr 16 było zaś o tyle istotne dla historii amerykańskiego programu kosmicznego, że czas przebywania astronauty na orbicie po raz pierwszy przekroczył dobę. Pozdrowił on również z Kosmosu przywódców państw Afryki przebywających na spotkaniu w Etiopii, co miało miejsce w trakcie kolejnego przelotu nad Czarnym Lądem. Po wejściu w cień Ziemi, po jej nocnej stronie przeprowadził obserwację światła zodiakalnego i wykonał kilka eksperymentalnych fotografii na potrzeby astrofizyki. Jak sam wspomniał – czuł się w trakcie misji jak turysta: „Człowieku, wszystko co robię to zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia!”. I tak poza wyżej wspomnianymi, uwiecznił i wschód Księżyca w trakcie 17/18 orbity, po czym kontynuował część doświadczeń odnośnie radiacji ponownie uruchamiając miernik Geigera i inne drobne eksperymenty. Cały czas zachwycał się pięknem Błękitnej Planety, śpiewając sobie pod nosem.
Tak mijała mu 30 godzina podróży kosmicznej. Podczas sesji fotograficzno-obserwacyjnej tablica przyrządów Faith 7 miała wyłączone zasilanie. Tymczasem po jej ponownym załączeniu, zaświeciła się zielona lampka oznaczająca, że zanikła nieważkość, a grawitacja na pokładzie sięgała 0,05 g. Okazało się, że awarii uległ automatyczny system stabilizacji! Nie działały oba żyroskopy i skaner horyzontu. Oznaczało to jedno: Cooper będzie musiał sterować pojazdem w trakcie powrotu z orbity. John Glenn skontaktował się ponownie z Mercury podczas 21, przedostatniego okrążenia. „Gordo” przekazał koledze, że statek kosmiczny jest przygotowany do odpalenia silniczków i powrotu na Ziemię. Udało mu się dobrze ustawić przed uruchomieniem napędu, a w utrzymaniu 34° pochylenia kapsuły pomogła obserwacja oświetlanej przez Księżyc pokrywy chmur, a także świateł miast na terenie Chin.
Astronauta wprowadził Faith 7 w atmosferę. Po przedarciu się przez nią, na pułapie około 3300 metrów otworzył się spadochron główny, a wcześniej jeszcze spadochron hamujący. Cooper wodował dokładnie w T + 34 h 19 min. 49 sek. w punkcie o współrzędnych geograficznych 27°30’N i 176°15’W, około 130 km na południowy wschód od Wysp Midway. Punkt zetknięcia się statku kosmicznego z powierzchnią oceanu znajdował się zaledwie 6 km od okrętu odbiorczego USS Kearsarge. Z pokładowych śmigłowców desantowali się płetwonurkowie, którzy podczepili kapsułę do lin zwisających z dźwigu lotniskowca. Po wciągnięciu Mercury, major Cooper poprosił o pozwolenie na wejście na pokład, odstrzelił właz i opuścił „budkę telefoniczną”, najbardziej ciasny w historii pojazd kosmiczny. W ten oto sposób zakończyła się pierwsza faza amerykańskiej załogowej eksploracji Kosmosu.
CDN…