W 1996 roku, w trakcie powrotu wahadłowca Columbia na Ziemię z misji STS-80, miało miejsce wydarzenie, które nigdy wcześniej oraz nigdy później nie miało miejsca. Jeden z astronautów, zamiast siedzieć w swym fotelu i zmagać się z przeciążeniami, stał przy oknach wahadłowca i obserwował efekty wytworzone przez prom przedzierający się przez atmosferę. Kim był ten śmiałek?
Astronauta, który w taki niekonwencjonalny sposób powrócił z orbity to Story Musgrave. STS-80 była dla niego szóstą (i ostatnią) wyprawą w kosmos – a sam astronauta miał wtedy 61 lat. W trakcie powrotu astronauta ten miał nagrać kilka minut filmu opisującego początek zejścia w atmosferę, a potem powrócić na swój fotel przed momentem entry interface (czyli pierwszym odczuwalnym zetknięciem promu z górnymi warstwami atmosfery). Tak jednak się nie stało. Astronauta Musgrave postanowił dalej kręcić i obserwować. Aż do samego lądowania wahadłowca, astronauta nie wrócił na swoje miejsce.
Nigdy wcześniej ani nigdy później nikt nie powtórzył wyczynu Story’ego Musgrave’a. Wraz końcem ery wahadłowców (pozostaje już tylko kilka planowanych lotów) wydaje się, że upłyną dekady, nim w wahadłowcu kolejnej generacji (który pewnie nawet jeszcze nie powstał w umysłach projektantów), ktoś zdecyduje się na podobny niekonwencjonalny sposób powrotu na Ziemię.
Jak coś takiego jest w ogóle możliwe?
W odróżnieniu od kapsuł powracających z orbity, trajektoria lotu wahadłowca jest bardziej łagodna, co oznacza, że astronauci odczuwają mniejsze przeciążenia. Najczęściej podawane maksymalne wartości w przypadku amerykańskich promów kosmicznych to 1,5 – 1,7 g. Z tego powodu jest możliwe poruszanie się wewnątrz wahadłowca w trakcie powrotu i najczęściej na początku zejścia w atmosferę kilku załogantów porusza się wewnątrz promu, wykonując różne prace (nagrania, sprawdzanie stanu zapięć innych osób itp).
O tym wydarzeniu można przeczytać klikając tutaj (język angielski).